Aborcja
Ostatnio zrobiło się szalenie głośno na temat
nowego przepisu w sprawie całkowitego zakazu aborcji. Cieszę się, że tylu ludzi
zaangażowało się, i to zarówno kobiet i mężczyzn, by zaprotestować przeciwko
pozbawieniu kobiet prawa do podjęcia jakże trudnej, ale własnej decyzji, czyli
po prostu prawa wyboru.
Tam gdzie w grę wchodzi ludzkie życie należy
się wyczucie sytuacji i mądre przemyślenia, są to przecież trudne decyzje i
niezależnie od wyboru, to właśnie kobieta poniesie ich konsekwencje.
Tym bardziej, że aborcja to nie rozrywka czy
widzimisię, albo zabieg podobny do manikiur czy pedikiur, ale jest to
ingerencja, która może nieść ze sobą duże ryzyko. Może się na przykład zdarzyć,
że kobieta straci możliwość posiadania dzieci. A już zwłaszcza niewłaściwie
wykonana aborcja może spowodować duży uszczerbek na zdrowiu, a nawet utratę życia
z powodu zakażenia, czy też wykrwawienia.
Nie da się zwalczyć aborcji i żadne prawo tego
nie zmieni! Zakaz legalnej, spowoduje tylko wzrost turystyki aborcyjnej, a co
za tym idzie, będzie to aborcja niebezpieczna, nielegalna, wykonana byle jak,
gdzieś w piwnicy czy garażu, z dużymi kosztami dla jednostki, jak i społeczeństwa.
W polskich szkołach uczy się dzieci zbędnych,
pustych regułek, a tak naprawdę podstawowych sposobów do radzenia sobie w życiu,
czy planowania rodziny nadal niestety brak.
W Norwegii niechcianą ciążę można usunąć do 12
tygodnia życia płodu i to kobieta sama decyduje o tej decyzji - jej ciało, jej życie,
jej decyzja. Tutaj kobieta jest traktowana jako wolny człowiek, który ma prawo
do podejmowania własnych decyzji co do zdrowia, szkoły, ubioru, zawodu, itd.
Nie wszystkim obcokrajowcom się to podoba, widząc np. kobietę kierującą
samochodem, ale nie mają wyboru i im prędzej się z tym pogodzą, tym lepiej.
Kiedyś przeczytałam artykuł o pewnej
norweskiej studentce i jej stosunku do aborcji. Dziewczyna zawsze była
przeciwna aborcji, ale wracając pewnego dnia z dyskoteki została napadnięta i
brutalnie zgwałcona. Nie zgłosiła tego nikomu, bo zwyczajnie było jej wstyd. Po
pewnym czasie okazało się, że jest w ciąży. Ona miała już swoje plany na życie
i trudno było jej to teraz zmieniać, jednak aborcja w jej przypadku nie wchodziła
w grę, bo uważała, że nie dałaby sobie rady z wyrzutami sumienia, a i to
maleństwo przecież niczemu nie było winne. Zaczęła więc zmieniać swoje plany, postanowiła
wziąć dziekankę, dorabiać na pisaniu, itd. Po jakimś czasie wzięła do ręki gazetę,
a tam na pierwszej stronie zobaczyła zdjęcie poszukiwanego, groźnego mordercy.
Od razu rozpoznała jego twarz. Dziewczyna zapominała o swoim dotychczasowym
stosunku do aborcji i szybko zgłosiła się do szpitala, by usunąć jego potomka
(jej oczywiście też, ale teraz wyrzuty sumienia ustąpiły).
Inna historia, która nasuwa mi się na myśl w związku
z ostatimi wydarzeniami dotyczy mojej przyjaciółki. Poleciała ona z mężem i trójką
małych dzieci do Afryki, skąd pochodziła. Podczas trzeciego tygodnia pobytu zaczęły
łapać ją ciągłe skurcze, boleści brzucha, gorączka i wymioty. Objawy te
pojawiały się i ustępowały. Pomyślała, że złapała świńską grypę, bo właśnie
wtedy panowała jej epidemia. Prawie cały urlop przeleżała i nie mogła się
doczekać kiedy już wrócą do Norwegii, by mogła się udać do swojego rodzinnego
lekarza i wykurować. Po drodze na lotnisko też się fatalnie czuła, a na
lotnisku zaczęła wymiotować. Samolot był opóźniony, a ona cały ten czas spędziła
w toalecie. W końcu nadano komunikat, że samolot jest gotowy na przyjęcie
pasażerów. Moja przyjaciółka wychodzi więc z toalety, pada na podłogę i traci
przytomność.
Z lotu nici, przyjeżdża pogotowie i zabiera ją
do szpitala, jej matka ma do wyboru: podpisać zgodę na operację córki, albo nie
podpisać. Lekarz informuje, że jak podpisze to jest 50% szansa, że przeżyje, a
jak nie podpisze to jej córka nie ma żadnych szans.
Operacja się udała, okazało się, że kobieta
była w ciąży pozamacicznej i doszło do zapalenia otrzewnej. Lekarz poinformował
również, że gdyby wsiadła w ten samolot, to by nie przeżyła lotu ze względu na
brak tlenu w powietrzu. Moja przyjaciółka jest bardzo religijna i nigdy w życiu
nie dokonałaby aborcji.
Sytuacja miała miejsce w Etiopii, aż strach
pomyśleć co by było gdyby to miało miejsce w Polsce po zaostrzeniu ustawy aborcyjnej.
Ja straciłabym przyjaciółkę, jej mąż zonę, trójka małych dzieci matkę, rodzice
córkę, rodzeństwo siostrę, zakład pracy bardzo dobrą pracownicę, itd.
Chociaż inne pytanie, które może się też nasuwać
to, jak w takiej sytuacji będą traktowane Polki, które mieszkają za granicą, a
tylko tymczasowo zatrzymują się w Polsce i posiadają EU kartę ubezpieczeniową (za
zabieg płaci wtedy państwo, w którym dziewczyna mieszka)? Czy im też się odmówi
prawa do decyzji? A co z dziewczyną z innego kraju przebywającą w Polsce na
stałe, czy też tymczasowo? Czy w razie nagłego zagrożenia życia z powodu ciąży
będą musiały szybko wziąć taksówkę i pognać za granicę Polski, by ratować życie
i zdrowie?
Jaki z tego wniosek? Czesto punkt widzenia
zależy od punktu siedzenia. Tak jest po części dlatego, iż trudno jest nam
postawic się w sytuacji innej osoby. Z tego też powodu powinniśmy się
powstrzymać od podejmowania decyzji za innych, tylko dlatego, że mamy taką
władzę.
P.S. Okolo 80% aborcji dokonywanych jest pod
wpływem nacisku ze strony partnera czy tez rodziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz