o mnie

piątek, 30 września 2016

Spotkanie z koleżankami- wspomnienie z wakacji


 

Wakacje się skończyły, ale pozostały miłe wspomnienia, które będą nam teraz umilać codzienność. Jednym z takich powakacyjnych wspomnień jest letnie spotkanie z koleżankami z ogólniaka. Na to spotkanie umówiliśmy się przez utworzoną zamkniętą grupę na fb. W grupie jest pewnie połowa naszej byłej klasy, ale umówiło się kilka osób. By chętnym pasowało, zaproponowałam małą zmianę daty. Koleżanki zaakceptowały, a ja już nie potwierdziłam ostatecznie nowej daty. Jak to przed wakacjami bywa, człowiek próbuje wszystko ogarnąć i coś mu tam jednak umknie uwadze. Na dodatek wakacje, trochę na własne życzenie, miałam bez Internetu. Przed spotkaniem sprawdziłam tylko wiadomości, zero pytań, aż nieprawdopodobne, bo umawialiśmy się ponad 2 tygodnie temu, tj. przed moim przylotem i jak znam życie coś komuś zazwyczaj w ostatniej chwili wypadnie, a tutaj nic. Zero! Wiec idę na spotkanie do lokalnej kafejki, wybieram stolik, siadam i czekam. Mija 10 minut i nic. O! mam zasięg. Piszę na grupie, czy dziewczyny pamiętają o spotkaniu, bo ja siedzę i czekam na nie. Dziewczyny sprawdzają i zero odzewu. Posiedziałam tak z pół godziny, przeglądając pocztę i popijając kawę, a potem poszłam na miasto pochodzić. Wróciłam do domu siostry i doszłam do wniosku, że musiałam popełnić błąd nie potwierdzając i nie przypominając o spotkaniu. Trafiłam, zgadza się, ale dziewczyny też biorą samokrytykę, bo tak samo mogły się dopytać w sprawie wątpliwości. Okazało się, że miały straszną ochotę na to spotkanie i telefony aż się grzały, a fb milczał. W końcu na spontana zaproponowałam następnego dnia spotkanie. I wypaliło, a nawet było nas jeszcze więcej - super fajna niespodzianka. Usiadłyśmy przy długim stole i popijając mrożoną kawę z lodem, ubrane typowo letnio, opowiadałyśmy sobie przeróżne historie z naszego życia. Oczywiście, zebrało się też na wspomnienia z tych 4 wspólnych lat w jednej klasie. Takie spotkanie organizowałyśmy już kilka razy, za każdym razem nasze grono się powiększa, a za rok mamy marzenie spędzić z sobą czas aż do rana. Jak to jedna z koleżanek wspominała, kiedy na kilka dni przed końcem szkoły pojechała na imprezę do drugiej, a ta do niej: słuchaj, ty to nawet całkiem fajna jesteś.

Tak - odkrywamy i poznajemy się ciągle na nowo J

piątek, 16 września 2016

Leki z apteki- wspomnienie z wakacji


 
Mamy więcej leków, lecz mniej zdrowia (paradoks naszych czasów Dalai Lama).

 To co przykuło moją uwagę w polskiej tv, to ogromna ilość reklam leków. Patrząc na te reklamy wydawać by się mogło, że lek jest dobry na wszystko - taki lek na całe zło. W Polsce kiedy boli, to od razu do apteki, a w Norwegii jak boli, to wiem, że żyję, dlatego kiedy coś dolega, to po prostu bierze się Paracetamol i jest to taki lek na wszystko, w Anglii jest podobnie. Polacy za to, zaraz po Francuzach, zużywają najwięcej leków, zwłaszcza leków bez recepty.

I tak, masz kaca - weź Riboston. Skórcze, bóle brzucha? Najlepsza będzie Deespa, której reklama nadal mi dźwięczy w uszach. Dokuczają ci ciężkie nogi? - Detramax pomoże. Taniec twoją pasja, a ból ci dokucza, to najlepszy będzie Nurofen. Mąż Ci chrapie, kup mu Desnoran. Apap na napięciowy ból głowy to najlepsza opcja, bo pani w reklamie jest przekonana, iż już połowa Polaków go bierze (nie bądź inny, bierz apap). Masz biegunkę? Weź Stoperan - szybko leczy biegunkę i działa na 100%. Moje dzieci aż się przeraziły, sto procent to ich zdaniem stanowczo za duża skuteczność, bo co potem? Pytam się dzieci jak myślą, ile jest prawdy w takiej reklamie. One mówią, że około 30%, a ja obawiam się, że ta ilość jest nieco zawyżona. Moje dzieci tak nasłuchały się tych polskich reklam, że do tej pory chodzą i mówią: działa jak ja, czyli szybko i skutecznie.

Jakby nie patrzeć, to każdy znajdzie w aptece coś dla siebie, nic więc dziwnego, że zawsze natrafiałam tam na kolejkę.

piątek, 9 września 2016

Zadanie domowe- brak


 

Rodzice uczniów drugiej klasy szkoły podstawowej w Teksasie otrzymali list od nauczycielki, który pewna matka wrzuciła na fb, a który zaliczył ogrom udostępnień. Treść listu brzmiała mniej więcej tak:

Po pewnych doświadczeniach, w tym roku postanowiłam spróbować czegoś nowego. Dzieci nie będą dostawały zadania domowego, a jedynie dokończenie tego, czego nie zdążyli zrobić na lekcjach. Chciałabym Was prosić, abyście spędzali popołudniowy czas wspólnie z dziećmi, jedząc wspólnie posiłki, czytając bajki, bawiąc się razem, a następnie kładli dzieci wcześnie spać.

Również w Norwegii od 2012 roku nie ma już obowiązku robienia zadań domowych w domu, a dzieci mają możliwość dwa razy w tygodniu,  zostać jedną godzinę po lekcjach i odrobić zadania domowe pod okiem nauczyciela w szkole. Jedyne co im pozostaje, to codzienne czytanie przy boku rodzica w domu.

Cieszy mnie, że coraz więcej szkół rezygnuje z zadań domowych. Tym bardziej, że badania naukowe wcale nie wykazują jakoby lekcje domowe miały pozytywny wpływ na dziecko.

A więc koniec z ciężkimi plecakami, krzywymi kręgosłupami i stresem związanym z zapomnianym zadaniem domowym!

piątek, 2 września 2016

Dam Ci jagód ze dzbanecka



 

 
Jesień zbliża się wielkimi krokami, a ja biegam po lesie za jagodami. Dlatego tez podzielę się z Wami moim dziecinnie prostym przepisem na jagodowe smoothie. Nie masz świeżych jagód mogą być mrożone. Koktajl ten jest prosty, pyszny i pełen antyoksydantów.

 


Składniki:

Szklanka jagód

Szklanka jogurtu naturalnego
 
1 banan


 
Jagody myjemy i wrzucamy do miksera razem z kawałkami banana i jogurtem. Wszystkie składniki miksujemy około 40 sekund na jednolity płyn. Gdyby wyszedł mam za gesty możemy dodać mleka lub kefiru. Podajemy zaraz po przygotowaniu.

Życzę smacznegoJ